Aukcja elektroniczna 59e WCN-u za nami, a mnie udało się wylicytować jedną, drobną monetkę - półtoraka z 1614 r. Nie jest to taki sobie pierwszy lepszy półtorak, ale najwcześniejsza emisja fizycznego pieniądza o nominale półtora grosza - przeprowadzona kilkanaście lat po tym, jak w taryfie monet obcych Kaspra Rytkiera pod tą nazwą umieszczone zostały grosze niemieckie o nominale 1/24 talara. Monetę tę można już na pierwszy rzut oka odróżnić od wszystkich innych emisji półtoraków koronnych: na awersie, zamiast tarczy pięciopolowej ze zdwojonymi godłami Korony i Litwy oraz herbem snopek Wazów, przedstawiono dużego orła z wpisanym w niego snopkiem. Oto, jak wygląda ten rzadki typ półtoraka:
AWERS: ZYGMUNT III Z BOŻEJ ŁASKI KRÓL POLSKI WIELKI KSIĄŻĘ LITEWSKI
REWERS: MONETA NOWA KRÓLESTWA POLSKIEGO
Półtoraki, które w drugiej połowie panowania Zygmunta III Wazy zastąpiły grosze w roli podstawowego nominału drobnej monety, stanowiły dość nieoczekiwaną odpowiedź mennic koronnych na szybko udaremnioną akcję emisji groszy, jaką podjął elektor brandenburski Jan Zygmunt w zakładzie w Drezdenku w 1612 r. Bite tam grosze z podłego srebra, z pięciopolową tarczą brandenburską na awersie i jabłkiem panowania na rewersie, z nominałem "24" (oznaczającym 1/24 talara), miały w zamyśle tego władcy trafiać na rynek Rzeczypospolitej. Wydarzenie to wpisywało się w ogólnoeuropejskie tendencje psucia pieniądza, związane z szalejącą inflacją będącą skutkiem rewolucji cen; jej pierwotną przyczynę stanowiło sprowadzanie dużych ilości złota i srebra z Nowego Świata. W chwili, o której teraz piszę, największy zamęt menniczy, zwany epoką obrzynaczy i przetapiaczy (Kipper- und Wipperzeit) miał właśnie nastąpić, czego bezpośrednią przyczyną była wojna trzydziestoletnia. Rzeczpospolita, jako duże państwo o kulejącym aparacie administracyjnym i ciągłych niepokojach wewnętrznych, była szczególnie podatna na przenikanie kiepskiego pieniądza z krajów ościennych, głównie niemieckich, przy jednoczesnej ucieczce stosunkowo dobrej monety rodzimej. Proceder emisji kiepskiego pieniądza imitującego monetę rodzimą, stanowiący formę nielegalnego "eksportu inflacji", nie był niczym nowym. Różni władcy próbowali tego zabiegu, stosunkowo łatwego w dobie powszechnego analfabetyzmu i mało czytelnych dla ich użytkowników systemów monetarnych opartych na pieniądzu kruszcowym: wystarczy wspomnieć półgroszki świdnickie Ludwika Jagiellończyka emitowane w latach 20. XVI w. Chociaż skłoniły one Zygmunta I do przeprowadzenia gruntownej reformy menniczej, która dała początek nowoczesnemu systemowi pieniężnemu Rzeczypospolitej, sporo czasu zajęło ich "uprzątnięcie" z obiegu, zwłaszcza że miały tendencję do wędrowania na wschód. Wróćmy jednak do dzisiejszego tematu. Napływ groszy Jana Zygmunta, dzięki polskim naciskom, udało się szybko powstrzymać. Jednocześnie mennica bydgoska, a zaraz po niej krakowska, odpowiedziała emisją półtoraków, od początku bitych w marnym srebrze próby 0,469 i lekkich (1,58g), a także - co widać na powyższym zdjęciu - niezbyt starannie wykonanych, i to pomimo użycia techniki walcowej (podobnie jak, między innymi, w przypadku ortów gdańskich).
Celem emisji była obsługa rynku pieniężnego głównie na obszarach przygranicznych. Półtoraki dość dobrze zadomowiły się w systemie menniczym Rzeczypospolitej, a ich emisje, choć nieregularne, występowały jeszcze w XVIII w. za panowania Sasów. Niemal przed rokiem publikowałem zresztą post poświęcony
temu typowi monety z panowania Jana Kazimierza - mimo upływu niespełna pięćdziesięciu lat nominał na tamtym półtoraku to już 1/60 talara, co pokazuje skalę inflacji monety drobnej. Półtoraki znalazły swoje naśladownictwa w krajach ościennych - m.in. zaczął je bić wspomniany już Jan Zygmunt, po tym jak został księciem pruskim. Stosunkowo starannie wykonywane były stemple półtoragroszówek Rygi, bitych przez to miasto również po dostaniu się pod panowanie szwedzkie.
Przy okazji warto również wspomnieć o innym epizodzie menniczym z okresu rządów Zygmunta III: wkrótce po pierwszych emisjach półtoraków zakład krakowski wybił również monety trzykrajcarowe (trzykrucierzowe), nazywane niekiedy "czechami". Ich nominał odpowiada nominałowi półtoraka, wyrażonemu w należących do systemu pieniężnego państw habsburskich krajcarach. Miały one służyć temu samemu celowi co półtoraki, ograniczając zalew naszych ziem kiepską monetą obcą na obszarach przylegających do Śląska i Czech. Ta moneta bita była jedynie w latach 1615-1618, a na jej awersie widniał królewski wizerunek, dość podobny do popiersia z
późnych emisji trojaków krakowskich.
Nie zaszkodzi raz jeszcze rzucić okiem na prezentowany okaz. Na awersie, oprócz wspomnianego już orła, umieszczono nominał w postaci liczby "3" - oznacza on trzykrotność półgrosza. Po obu stronach widnieją napisy otokowe z dość skróconą, ale czytelną tytulaturą królewską i określeniem typu monety. Na rewersie ponownie pojawia się nominał - tym razem wyrażony jako część talara (1/24) - wpisany w jabłko panowania, nad jabłkiem zaś skrócona data "14". W związku z inflacją już na początku nominał ten miał niewiele wspólnego ze stanem faktycznym. Na dole widnieje herb abdank Stanisława Warszyckiego, podskarbiego wielkiego koronnego w latach 1610-1616, o którym dowiadujemy się z dawnych kronik, że "był zasłużony w pokoju i w wojnie. Często brak pieniędzy publicznych w nagłych potrzebach sam zastępował" (Eustachy Marylski,
Wspomnienia zgonu zasłużonych w Narodzie Polaków, Warszawa 1829, s. 167). Jeżeli tak faktycznie było, to postępowanie tego podskarbiego stanowiło wręcz przeciwieństwo działań co najmniej kilku innych podskarbich wielkich koronnych w naszej historii. Trzeba jednak mieć świadomość, o czym interesująco pisze Cywiński, że pożyczanie pieniędzy królom przez wysokich urzędników państwowych nie było bezinteresowne...
Na koniec, rzecz jasna, metryczka monety. Jak już wyżej wspomniałem, jej katalogowa masa to 1,58g, próba srebra 7,5-łutowa (0,469), zaś średnica wynosi 19mm. Chwaliłem się już także, że nie jest pospolita: w katalogu Kopickiego figuruje pod pozycją 828 ze stopniem rzadkości R4. Tyszkiewicz w swoim podręczniku wycenił ją ongiś na 4 marki niemieckie, co sugeruje, że kolekcjonersko jest równie wartościowa jak okazały, choć dość pospolity, talar Stanisława Augusta z 1788 r. Oczywiście jej rynkowa cena jest jednak wyraźnie niższa.