poniedziałek, 25 sierpnia 2014

O pewnych dwóch kobietach

Sezon ogórkowy jeszcze się nie zakończył, forma sprzedających na Allegro nadal "wakacyjna", a i moje skromne zasoby nie pozwalają na zdobycie jakiegoś rzadkiego okazu dawnej monety z czasów Polski królewskiej. Dlatego tym razem opowiem krótko historię dwóch numizmatów wybitych w okresie dwudziestolecia międzywojennego, które ostatnio dostały się w moje ręce. Są to więc najmłodsze monety, jakie do tej pory zostały przeze mnie zaprezentowane na blogu. Obie na rewersie przedstawiają postać kobiecą. Na pewno bardzo wielu czytelników - zarówno tych częściej tutaj zaglądających, jak i przypadkowych przybyszy, którzy być może po raz pierwszy zawitali w moje skromne progi - zna dobrze te monety. Pewnie niejeden mógłby napisać o nich nawet więcej niż ja, zwłaszcza że zdecydowanie nie jestem znawcą tego okresu w historii polskiego pieniądza.

Najkrócej jak można: 11 stycznia 1924 r., w dobie szalejącej hiperinflacji pożerającej wartość marki polskiej (będącej pozostałością po zaborze pruskim), ustawa autorstwa rządu Władysława Grabskiego o wprowadzeniu współczesnego złotego polskiego, złożonego ze 100 groszy, zostaje uchwalona. Nowy polski pieniądz - dla którego proponowano wcześniej m.in. nazwę "Lech" - ma być walutą dewizowo-złotą, a więc "gorszą" od walut takich, jak funt czy dolar, gdyż niewymienialną bezpośrednio na żółty kruszec. Ustala się kurs w relacji do dolara - ma być on równy 5,18 zł. 28 kwietnia 1924 r. następuje otwarcie Banku Polskiego, zaś od czerwca rozpoczyna się wymiana marek polskich na złotówki w relacji jedna złotówka = 1,8 mln marek polskich. Projekty monet o nominałach groszowych zlecono Wojciechowi Jastrzębskiemu, zaś jedno- i dwuzłotowych - Tadeuszowi Breyerowi. Wykonał on jeden z najpiękniejszych projektów pieniądza polskiego w XX w., zaś zdaniem Andrzeja Banacha (autora takich książek, jak "Zbierajmy pieniądze" i "Kobiety na monetach") - wręcz "najpiękniejszą polską monetę obiegową". Rzeczywiście, numizmat cieszy oko. Oto i on:



Moneta wybita w konwencji symbolizmu przedstawia wiejską dziewczynę w chustce i z warkoczem. Obok, nieco w tle, cztery kłosy. Na awersie okazały orzeł, jeszcze w zamkniętej koronie z krzyżem. Jakże nasi dziadkowie i pradziadkowie musieli cieszyć się, mogąc wreszcie płacić tak pięknym pieniądzem z symbolem narodowym wolnej Polski. Wybito roczniki 1924 i 1925 w obcych mennicach, gdyż Mennica Warszawska nie mogłaby sprostać tak dużemu zamówieniu banku emisyjnego. Prezentowany egzemplarz to pospolita odmiana z kropką po dacie 1925, co oznacza, że monetę wybiła Mennica Londyńska. Inne odmiany to: z rogiem i pochodnią okalającymi datę 1924 (mennica Hotel de Monnaie w Paryżu), z literą "H" po dacie (mennica w Birmingham) oraz bita stemplem odwróconym, co sugeruje pochodzenie amerykańskie - i tak faktycznie jest, bo ta odmiana wybita została w U.S. Mint Philadelphia. 1-złotówka, taka jak na zdjęciu, waży 5g srebra próby 0,750 i ma średnicę 23 mm. Bardzo szybko, bo już po dewaluacji pieniądza w 1927 r., pojawiła się konieczność wycofania tej pięknej monety z obiegu. Ostatecznie jedno- i dwuzłotówka straciły ważność wraz z końcem stycznia 1933 r. Druga z prezentowanych monet nie niesie już tak dużego entuzjazmu zbieraczy. Uznawana jest za bardzo pospolity numizmat, czego potwierdzenie stanowi stała bardzo duża liczba dostępnych na rynku (np. na Allegro) egzemplarzy. Oczywiście zdobyć sztukę w bardzo dobrym stanie zachowania nie jest już tak łatwo. Dzięki radzie kolegi Jakuba z forum monety.pl udało mi się zdobyć bardzo niedrogo całkiem atrakcyjny i raczej nieczyszczony egzemplarz. Oto ta moneta, niekiedy błędnie nazywana przed wojną "Jadwigą":



Autorstwo projektu tej monety należy do Antoniego Madeyskiego, który dzięki niemu otrzymał jedną z nagród w konkursie na wizerunek monet złotych w 1925 r. Ostatecznie rysunek trafił na rewers monet srebrnych o nominałach 2, 5 i 10 zł z datami 1932, 1933 i 1934. Według Borysa Paszkiewicza przedstawia on alegorię Polski, choć niektórzy użytkownicy monety ponoć utożsamiali wizerunek z obliczem królowej Jadwigi. Andrzej Banach wskazuje, że moneta przedstawia konkretną osobę: Janinę Morstinową, żonę Ludwika Hieronima Morstina, poety i dramaturga. Madeyski miał być zachwycony panią Morstinową, porównując jej urodę do oblicza królowej Jadwigi, które rzeźbił na Wawelu. Banach nie szczędzi słów krytyki pod adresem tego projektu. Jego zastrzeżenia budzi praktycznie wszystko, począwszy od aureoli z kłosów, będącej "pretensjonalną próbą uświęcenia wsi czy realnej kobiety". Snuje również domysły, że być może miała być to tęcza, co byłoby "równie bez sensu". Dla mnie szczególnie interesujący jest fakt, że rewers praktycznie nie posiada tego, co nazywamy polem monety: wspomniane kłosy wypełniają je zupełnie, co stanowi raczej niecodzienne rozwiązanie graficzne. Dalej autor "Kobiet na monetach" narzeka na nadmiar chust, w które owinięta jest głowa dziewczyny. Obwiązanie brody kojarzy mu się z osobą cierpiącą, a nawet zmarłą. Z dwóch chust na głowie jedna może być interpretowana jako średniowieczna podwika, co ponowie prowadzi go do pytania o sens takiego motywu. Druga zaś, "w rodzaju czepka, na szczycie, z pseudowiejskim wiankiem z koniczyny" również nie budzi entuzjazmu cytowanego autora. Dostało się nawet awersowi, za nieprzemyślane rozplanowanie napisów, co wymusiło umieszczenie bardzo małej daty. Moim zdaniem moneta jednak ma w sobie sporo uroku i cieszących oczy detali. Bito ją już w Mennicy Warszawskiej, która w samym 1932 r. dostarczyła 15,7 mln sztuk nominału dwuzłotowego, ważącego 4,4g srebra próby 0,750, o średnicy 22mm.

Ale to jeszcze nie koniec! Przy okazji nabyłem jeszcze, na upominek urodzinowy dla mojego dziadka, monetę wyemitowaną w roku, w którym przyszedł on na świat. Jest to również pospolity, ale lubiany "Żaglowiec", wprowadzony do obiegu w 1936 r. jako moneta dwu- i pięciozłotowa, z okazji piętnastolecia rozpoczęcia budowy portu w Gdyni. Prezentowany tutaj niższy nominał ma takie same parametry, jak wyżej przedstawiona Jadw... "głowa kobiety".