piątek, 4 marca 2016

Trojak koronny Stanisława Augusta 1766

W poprzednim poście obszernie pisałem o czynnikach, które uczyniły z Rzeczypospolitej Obojga Narodów niedorozwinięty gospodarczo kraj pozbawiony silnego szkieletu w postaci wydolnej władzy centralnej. Dzisiaj będzie mniej historii gospodarczej i politycznej; wspomnę tylko, że znajdziemy się w punkcie naszych dziejów, w którym raczej nie było już żadnych szans na odwrócenie fatalnego biegu wypadków. Epoka saska ostatecznie przypieczętowała rozkład państwa polsko-litewskiego. Projekt kolonizacji Ukrainy już dawno załamał się, mimo że Korona posiadała jeszcze znaczne jej tereny na zachód od Dniepru. Jednak - parafrazując slogan z popularnej reklamy - to rosyjski projekt kolonialny, zwrócony oczywiście w przeciwnym geograficznie kierunku, był teraz "Sprite", nabierając impetu. Państwa ościenne coraz silniej ingerowały w bieg wydarzeń politycznych Korony i Litwy. Królowie Prus bezkarnie szmuglowali na nasze tereny fałszywą monetę, podczas gdy co wartościowszy pieniądz Rzeczypospolitej uciekał za granicę. Mimo tej fatalnej sytuacji, ostatni etap istnienia państwa miał być okresem gospodarczego ożywienia, a także przebudzenia części elit, dostrzegających jego dysfunkcje, którzy podjęli wysiłek reform, częściowo zrealizowanych. Sarmatyzm pozostawał jednak silnym prądem umysłowym - Jan Sowa we wspominanej w poprzednim wpisie książce cytuje zabawne teksty apologetów szlachecko-magnackiej oligarchii, którzy na niewiele lat przed ostatecznym jej upadkiem byli święcie przekonani o wyższości naszego ustroju nad sposobem, w jaki funkcjonowały państwa zachodniej Europy.

Nie będę tutaj rozwodził się na temat różnych aspektów reform stanisławowskich, nie podejmę również kwestii politycznych uwikłań ostatniego władcy Rzeczypospolitej, przez które w świadomości wielu osób jest on zdrajcą narodowym. Skupię się na pieniądzu. Jak wiemy, w epoce saskiej bito monetę praktycznie tylko w mennicach na terenie Saksonii. Sporadyczne emisje podejmowały miasta. W kraju brakowało pieniądza - dla współczesnego numizmatyka jest to nie tylko przykry fakt historyczny, świadczący o słabości gospodarki państwa, ale również jedna z przyczyn, dla których tak mało mamy dobrze zachowanych i pięknych monet z drugiej połowy XVII i pierwszej połowy XVIII wieku (zawsze uderza mnie ubóstwo cechujące drobną i średnią monetę Jana III Sobieskiego, uznawanego przecież za wybitnego władcę). A przecież właśnie przełom tych stuleci, faza przejściowa między barokiem i klasycyzmem w sztuce, obfitował na Zachodzie w przepiękne wyroby mennicze. Widać to również po naszych, niestety nieosiągalnych dla przeciętnego kolekcjonera, monetach grubych i medalach okolicznościowych. Niestety, folwarczno-pańszczyźniana, w niewielkim stopniu utowarowiona gospodarka Rzeczypospolitej - w której miliony chłopów były zaopatrywane w podstawowe usługi i produkty przez lokalnych magnatów, a miasta ledwie dyszały - nie potrzebowała dużo pieniądza (aczkolwiek, jak już wspomniałem, i tak było go w obiegu zbyt mało). Epoka stanisławowska zastała więc rynek pieniężny wydrenowany, z dużą ilością podłego, a nieraz i fałszywego pieniądza obcego. Na ziemiach Polski i Litwy obiegały w dalszym ciągu nawet boratynki (podłe szelągi miedziane o masie znacznie zaniżonej w stosunku do wartości nominalnej) i tymfy (niepełnowartościowe złotówki srebrne) z epoki Jana Kazimierza Wazy(!).

Dlatego zmiany, do których zobowiązał nowego króla sejm konwokacyjny w związku z podjętą uchwałą "O mennicy i monecie", miały charakter wręcz rewolucyjny. Zaprojektowano w znacznej mierze od nowa system pieniężny, w którym przyjęto za podstawę do bicia monet srebrnych grzywnę kolońską (233,8g), zaś dla monet miedzianych funt koloński (467g). Ustalono, że złotówka będzie równać się wartością czterem groszom srebrnym lub trzydziestu miedzianym. Wprowadzono relację wartości złota do srebra na poziomie 1:14,27. Wkrótce okazało się jednak, że srebro było przewartościowane, co skutkowało niemal do końca istnienia państwa "wykrwawianiem się" naszego rynku pieniężnego - większość pięknych monet srebrnych wywożono za granicę, gdzie można było za nie nabyć więcej złota. Mimo słabości państwa i niewydolności systemu instytucji odpowiedzialnych za pobór podatków i dbanie o skarb państwa, udało się w 1766 r. uruchomić kantory skarbowe w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Kamieńcu, Zamościu, Dubnie, Brodach, Dybowie i Puławach. Wymieniały one stare i obce monety na nowo emitowane. Jeden nowy grosz sprzedawano za cztery boratynki.

Emisją monet miedzianych - groszy i ich wielokrotności - zajęła się mennica krakowska, podczas gdy warszawskiej powierzono bicie monety srebrnej. Wprowadzono pełnowartościową, dość okazałą i estetyczną monetę miedzianą, której przykład - trojaka z 1766 r. - prezentuję poniżej. To mój nowy nabytek, wylicytowany na ostatniej aukcji WCN. Monety trzygroszowe o takim wizerunku, przedstawiającym króla w zbroi z orderem Orła Białego, bito tylko w latach 1765-66.

Aw: STANISŁAW AUGUST Z BOŻEJ ŁASKI KRÓL POLSKI WIELKI KSIĄŻĘ LITWY


Rw: GROSZ POLSKI POTRÓJNY 1766


Na awersie widzimy bardzo dopracowany wizerunek królewski, podczas gdy rewers zdobi ukoronowana pięciopolowa tarcza ze zdwojonymi godłami Korony i Litwy oraz herbem Ciołek Poniatowskich. Skrót "G" pod tarczą odnosi się do barona Gartenberga, zarządcy mennicy. Moneta figuruje w katalogu Igera pod pozycją K.66.1 i posiada stopień rzadkości R1. Katalogowo waży 11,69g, a jej średnica wynosi 26mm.

W 1768 r. mennica krakowska została zajęta i złupiona przez konfederatów barskich. Skutkiem tego była jej likwidacja - urządzenia mennicze spławiono Wisłą do Warszawy, gdzie przejął je zakład stołeczny. W ten sposób zakończył się wielowiekowy okres aktywności menniczej Krakowa, za którego początki przyjmuje się panowanie Bolesława Śmiałego. W następnych latach podejmowano jeszcze próby usprawnienia systemu pieniężnego, niestety - jak już wyżej wspomniałem - bez większych skutków.