niedziela, 21 grudnia 2014

Ort gdański 1760

Mamy rok pański 1760. Podczas gdy państwa ościenne przechodzą okres szybkiej modernizacji i zbroją się na potęgę, Rzeczpospolita pogrążona jest w marazmie epoki saskiej. Już dawno przetoczyły się przez jej ziemie dewastatorskie armie uczestniczące w III Wojnie Północnej, skarb państwa niedomaga, armia prawie nie istnieje, miasta są słabe. Zalążki protokapitalizmu gdzieniegdzie może pojawiają się w postaci manufaktur, jednak również w dziedzinie ekonomii państwo tworzone przez Koronę i Litwę to kolos na glinianych nogach, z gospodarką w dalszym ciągu opartą na magnackich folwarkach produkujących zboże. Ale jego ceny na rynkach europejskich już nie te, co w wieku XVI czy pierwszej połowie XVII. Stąd roczny wolumen eksportu zboża przez port w Gdańsku stanowi ułamek tego z początków XVII stulecia. Dlatego za panowania Augusta II Wettina (1697-1733) Gdańsk, mimo bardzo kiepskiego stanu rynku pieniężnego na ziemiach Rzeczypospolitej - przypominam, że nie powiodły się próby uzdrowienia sytuacji po niefortunnych decyzjach menniczych Jana Kazimierza, w kraju utrwalił się podział na dobrą grubą monetę oraz złą drobną ("bieżącą") - zadowalał się pieniądzem własnym wyemitowanym wcześniej oraz obcym. Zdecydowano się jedynie na pojedyncze emisje szelągów, dukatów i dwudukatów.

Sytuacja zmieniła się po 1749 r., gdy August III - łamiąc pacta conventa i nie czekając na zgodę Sejmu - otworzył mennice do bicia monety polskiej w Saksonii. Rada miejska Gdańska postanowiła odpowiedzieć na ten krok własnymi, tym razem liczniejszymi emisjami. Mennica była do tego przygotowana: mimo wieloletnich przestojów utrzymywano werkmistrza do opieki nad urządzeniami oraz wardajna (probierza) dla kontroli pieniądza. W 1752 r. powołano deputację menniczą i powierzono jej większe bicie szelągów na sumę 5 tys. talarów. Produkcji podjął się złotnik gdański Wilhelm Raths. Zachęcone zyskami z tej emisji, miasto postanowiło ściągnąć profesjonalnego mincmistrza, Jana Justa Jastera z Lubeki. Później produkcją znów zajęli się złotnicy, a dostawcą srebra do mennicy był niejaki Heinrich Floris Schopenhauer, ojciec znanego filozofa Artura Schopenhauera, rytownikiem stempli zaś Izrael Abraham. Później przez moment mennicą kierował Konrad Schwertner z Darmstadtu, a gdy uciekł z powodu nadużyć, jego obowiązki objąl Rudolf Ernest Oeckermann pochodzący z Berlina. W całym opisywanym okresie wybito w Gdańsku następujące nominały: szelągi, trojaki, szóstaki, orty (utożsamiane wtedy już z tymfami, zwane też 18-groszówkami), złotówki (guldeny), dwuzłotówki (dwuguldeny), i dukaty. Poniżej prezentuję orta z trzeciej emisji, zrealizowanej przez Oeckermanna w 1760 r.

AWERS: Z BOŻEJ ŁASKI AUGUST III KRÓL POLSKI WIELKI KSIĄŻĘ LITWY RUSI
PRUS DZIEDZICZNY KSIĄŻĘ SASKI I ELEKTOR


REWERS: MONETA SREBRNA MIASTA GDAŃSKA


Jak zawsze nie zabraknie "metryczki". Moneta została skatalogowana w "Mennicy Gdańskiej" Mariana Gumowskiego pod pozycją 2018. Jest to pospolitsza odmiana rysunkowa z tego rocznika, na której rewersie nominał 18 u góry jest przedzielony mieczem. Katalogowa waga wynosi 6,1g srebra próby VII łutów i 12 granów. Średnica numizmatu to ok. 28mm. Na awersie widnieje ukoronowane popiersie Augusta III w płaszczu i zbroi z orderem Złotego Runa. Na rewersie wskazano nominał (18 groszy) i datę oraz przedstawiono herb miasta - lwy trzymające tarczę z dwoma krzyżami. Pod herbem widnieją inicjały Oeckermanna R E OE. U góry z kolei dodano ozdobne motywy roślinne. Poziomem artystycznym moneta moim zdaniem trochę ustępuje ortom bitym przez Augusta III w Saksonii, jednak może się podobać.

***

Za nami dłuższa przerwa w publikowaniu wpisów na moim blogu. Mam nadzieję, że uda mi się trochę zwiększyć częstotliwość - nie muszę chyba jednak tłumaczyć, że istnieją pewne obiektywne czynniki, które mogą ją ograniczać... ;-) W tym roku Czytelnicy mogą jeszcze oczekiwać recenzji nowej, interesującej (mam przynajmniej taką nadzieję - okaże się, gdy rozpakuję choinkowy prezent od żony) książki numizmatycznej.

sobota, 20 września 2014

Ort gdański 1623

Tym razem przedstawiam typ i rocznik monety, który gościł już na blogu (w tym poście - opisanego w nim egzemplarza nie ma już niestety w mojej kolekcji). Czemu jeszcze raz przedstawiam orta gdańskiego z ostatnich roczników panowania Zygmunta III Wazy? Czyżbym nabył nową sztukę, bo stęskniłem się za jednym z pierwszych numizmatów, który gościł przez jakiś czas w moim zbiorze? Otóż nie. Kilka dni temu kolega przyniósł kilka interesujących monet ze swojej kolekcji i urządziliśmy im małą sesję zdjęciową. Prezentowany egzemplarz jest niebrzydki, w bardzo dobrym stanie zachowania - nieco lepszym od mojego, a i tamten wyróżniał się pod tym względem spośród licznie do naszych czasów zachowanych monet tego typu i odmiany z rocznika 1623. Dzięki przyjemnej, szarej patynie jest również całkiem "fotogeniczny" (przy okazji, czytając oba posty, można porównać mój warsztat fotograficzny dzisiaj z tym sprzed niemal dokładnie czterech lat - myślę, że poczyniłem pewne postępy, w czym pomógł mi również nabyty w tym czasie sprzęt). Popatrzmy:

AWERS: ZYGMUNT III Z BOŻEJ ŁASKI KRÓL POLSKI WIELKI KSIĄŻĘ LITWY RUSI PRUS


REWERS: MONETA MIASTA GDAŃSKA


O ortach gdańskich napisano już wiele (polecam m.in. witrynę innego mojego kolegi, który bardzo interesuje się właśnie bitymi w Gdańsku za panowania Zygmunta III ćwierćtalarami). Więc hasłowo przypomnę, że to właśnie ten bałtycki port, przez który w opisywanym tutaj okresie przechodziły z Europy Środkowo-Wschodniej do krajów zachodnich (przede wszystkim Niderlandów) olbrzymie ilości zboża, zaczął emitować monetę ćwierćtalarową w roku 1608, łamiąc uchwałę Sejmu Rzeczypospolitej z 1601 o zamknięciu wszystkich poza krakowską mennic na ziemiach Korony i Litwy. Prezentowany ort należy do czwartego, ostatniego typu rysunkowego z czasów panowania Zygmunta III. Charakteryzuje się niższą próbą srebra - pierwsze emisje posiadały próbę czternastołutową, której jednak nie utrzymano w niespokojnych czasach wojny trzydziestoletniej toczonej przez państwa niemieckie oraz zatargów na linii Polska-Szwecja. Dlatego orty bite od 1623 r. nazywa się nawet niekiedy "kipperowymi", w nawiązaniu do określenia epoki "Kipper- und Wipperzeit" (czas obrzynaczy i przetapiaczy - okres psucia pieniądza w warunkach wojennej zawieruchy). Uznaje się je również za raczej mniej urodziwe od emisji z lat 1608-1621, choć - jak widać na powyższym zdjęciu - lepiej zachowane egzemplarze mogą cieszyć oko, i to bardzo.

I jeszcze "metryczka": pozycja G23-5 w katalogu Szatalina (brak stopnia rzadkości), waga czystego srebra 4,89g (w 1609 r. było to 6,09g) i równowartość 18 groszy w roku emisji.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

O pewnych dwóch kobietach

Sezon ogórkowy jeszcze się nie zakończył, forma sprzedających na Allegro nadal "wakacyjna", a i moje skromne zasoby nie pozwalają na zdobycie jakiegoś rzadkiego okazu dawnej monety z czasów Polski królewskiej. Dlatego tym razem opowiem krótko historię dwóch numizmatów wybitych w okresie dwudziestolecia międzywojennego, które ostatnio dostały się w moje ręce. Są to więc najmłodsze monety, jakie do tej pory zostały przeze mnie zaprezentowane na blogu. Obie na rewersie przedstawiają postać kobiecą. Na pewno bardzo wielu czytelników - zarówno tych częściej tutaj zaglądających, jak i przypadkowych przybyszy, którzy być może po raz pierwszy zawitali w moje skromne progi - zna dobrze te monety. Pewnie niejeden mógłby napisać o nich nawet więcej niż ja, zwłaszcza że zdecydowanie nie jestem znawcą tego okresu w historii polskiego pieniądza.

Najkrócej jak można: 11 stycznia 1924 r., w dobie szalejącej hiperinflacji pożerającej wartość marki polskiej (będącej pozostałością po zaborze pruskim), ustawa autorstwa rządu Władysława Grabskiego o wprowadzeniu współczesnego złotego polskiego, złożonego ze 100 groszy, zostaje uchwalona. Nowy polski pieniądz - dla którego proponowano wcześniej m.in. nazwę "Lech" - ma być walutą dewizowo-złotą, a więc "gorszą" od walut takich, jak funt czy dolar, gdyż niewymienialną bezpośrednio na żółty kruszec. Ustala się kurs w relacji do dolara - ma być on równy 5,18 zł. 28 kwietnia 1924 r. następuje otwarcie Banku Polskiego, zaś od czerwca rozpoczyna się wymiana marek polskich na złotówki w relacji jedna złotówka = 1,8 mln marek polskich. Projekty monet o nominałach groszowych zlecono Wojciechowi Jastrzębskiemu, zaś jedno- i dwuzłotowych - Tadeuszowi Breyerowi. Wykonał on jeden z najpiękniejszych projektów pieniądza polskiego w XX w., zaś zdaniem Andrzeja Banacha (autora takich książek, jak "Zbierajmy pieniądze" i "Kobiety na monetach") - wręcz "najpiękniejszą polską monetę obiegową". Rzeczywiście, numizmat cieszy oko. Oto i on:



Moneta wybita w konwencji symbolizmu przedstawia wiejską dziewczynę w chustce i z warkoczem. Obok, nieco w tle, cztery kłosy. Na awersie okazały orzeł, jeszcze w zamkniętej koronie z krzyżem. Jakże nasi dziadkowie i pradziadkowie musieli cieszyć się, mogąc wreszcie płacić tak pięknym pieniądzem z symbolem narodowym wolnej Polski. Wybito roczniki 1924 i 1925 w obcych mennicach, gdyż Mennica Warszawska nie mogłaby sprostać tak dużemu zamówieniu banku emisyjnego. Prezentowany egzemplarz to pospolita odmiana z kropką po dacie 1925, co oznacza, że monetę wybiła Mennica Londyńska. Inne odmiany to: z rogiem i pochodnią okalającymi datę 1924 (mennica Hotel de Monnaie w Paryżu), z literą "H" po dacie (mennica w Birmingham) oraz bita stemplem odwróconym, co sugeruje pochodzenie amerykańskie - i tak faktycznie jest, bo ta odmiana wybita została w U.S. Mint Philadelphia. 1-złotówka, taka jak na zdjęciu, waży 5g srebra próby 0,750 i ma średnicę 23 mm. Bardzo szybko, bo już po dewaluacji pieniądza w 1927 r., pojawiła się konieczność wycofania tej pięknej monety z obiegu. Ostatecznie jedno- i dwuzłotówka straciły ważność wraz z końcem stycznia 1933 r. Druga z prezentowanych monet nie niesie już tak dużego entuzjazmu zbieraczy. Uznawana jest za bardzo pospolity numizmat, czego potwierdzenie stanowi stała bardzo duża liczba dostępnych na rynku (np. na Allegro) egzemplarzy. Oczywiście zdobyć sztukę w bardzo dobrym stanie zachowania nie jest już tak łatwo. Dzięki radzie kolegi Jakuba z forum monety.pl udało mi się zdobyć bardzo niedrogo całkiem atrakcyjny i raczej nieczyszczony egzemplarz. Oto ta moneta, niekiedy błędnie nazywana przed wojną "Jadwigą":



Autorstwo projektu tej monety należy do Antoniego Madeyskiego, który dzięki niemu otrzymał jedną z nagród w konkursie na wizerunek monet złotych w 1925 r. Ostatecznie rysunek trafił na rewers monet srebrnych o nominałach 2, 5 i 10 zł z datami 1932, 1933 i 1934. Według Borysa Paszkiewicza przedstawia on alegorię Polski, choć niektórzy użytkownicy monety ponoć utożsamiali wizerunek z obliczem królowej Jadwigi. Andrzej Banach wskazuje, że moneta przedstawia konkretną osobę: Janinę Morstinową, żonę Ludwika Hieronima Morstina, poety i dramaturga. Madeyski miał być zachwycony panią Morstinową, porównując jej urodę do oblicza królowej Jadwigi, które rzeźbił na Wawelu. Banach nie szczędzi słów krytyki pod adresem tego projektu. Jego zastrzeżenia budzi praktycznie wszystko, począwszy od aureoli z kłosów, będącej "pretensjonalną próbą uświęcenia wsi czy realnej kobiety". Snuje również domysły, że być może miała być to tęcza, co byłoby "równie bez sensu". Dla mnie szczególnie interesujący jest fakt, że rewers praktycznie nie posiada tego, co nazywamy polem monety: wspomniane kłosy wypełniają je zupełnie, co stanowi raczej niecodzienne rozwiązanie graficzne. Dalej autor "Kobiet na monetach" narzeka na nadmiar chust, w które owinięta jest głowa dziewczyny. Obwiązanie brody kojarzy mu się z osobą cierpiącą, a nawet zmarłą. Z dwóch chust na głowie jedna może być interpretowana jako średniowieczna podwika, co ponowie prowadzi go do pytania o sens takiego motywu. Druga zaś, "w rodzaju czepka, na szczycie, z pseudowiejskim wiankiem z koniczyny" również nie budzi entuzjazmu cytowanego autora. Dostało się nawet awersowi, za nieprzemyślane rozplanowanie napisów, co wymusiło umieszczenie bardzo małej daty. Moim zdaniem moneta jednak ma w sobie sporo uroku i cieszących oczy detali. Bito ją już w Mennicy Warszawskiej, która w samym 1932 r. dostarczyła 15,7 mln sztuk nominału dwuzłotowego, ważącego 4,4g srebra próby 0,750, o średnicy 22mm.

Ale to jeszcze nie koniec! Przy okazji nabyłem jeszcze, na upominek urodzinowy dla mojego dziadka, monetę wyemitowaną w roku, w którym przyszedł on na świat. Jest to również pospolity, ale lubiany "Żaglowiec", wprowadzony do obiegu w 1936 r. jako moneta dwu- i pięciozłotowa, z okazji piętnastolecia rozpoczęcia budowy portu w Gdyni. Prezentowany tutaj niższy nominał ma takie same parametry, jak wyżej przedstawiona Jadw... "głowa kobiety".


niedziela, 15 czerwca 2014

Trojak Stefana Batorego 1586 Poznań

Zapowiedzi z poniedziałku z powodu nagromadzenia pracy nie udało mi się niestety zrealizować "pojutrze", dlatego wpis poświęcony nowemu nabytkowi publikuję dopiero dzisiaj. Jest to trojak wybity w mennicy koronnej w Poznaniu w 1586 r. Zakład ten, otwarty dwa lata wcześniej, emitował monety trzygroszowe za króla Stefana w latach 1584-86. Z każdym rokiem oblicze królewskie na awersie ulegało pewnym zmianom, choć pozwalam sobie ocenić, że zbyt wysokiego poziomu artystycznego nie udało się ostatecznie osiągnąć. Więcej o mennicy poznańskiej można przeczytać tutaj, tymczasem przyjrzyjmy się monetce:

AWERS: STEFAN Z BOŻEJ ŁASKI KRÓL POLSKI


REWERS: GROSZ SREBRNY POTRÓJNY KRÓLESTWA POLSKIEGO 1586


Moneta w katalogu Igera figuruje pod pozycją P.86.2f i posiada stopień rzadkości R1. Nie została zbyt starannie wybita i nie zachwyca szczegółami wizerunku. Najwyraźniej rytownicy stempli nie dysponowali zbyt precyzyjnymi narzędziami. Podwójny kontur twarzy monarchy sugeruje dwukrotne uderzenie stempla, choć pozostałe elementy rysunku i napisów tej hipotezy nie potwierdzają - być może jest to efekt jakiejś wady stempla; niestety nie jestem dobry w ocenianiu takich niuansów bicia. Na rewersie, obok Orła, Pogoni i Trzech Zębów (herb Batorych) widnieje herb Przegonia Jana Dulskiego, podskarbiego wielkiego koronnego w latach 1581-90, a także znak menniczy Teodora Buscha, kierownika mennicy poznańskiej.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Brakteat biskupa Hartmanna Augsburg

Tym razem numizmat nietypowy na tle reszty mojego zbioru. Jednak monety spoza kręgu moich zwyczajnych zainteresowań zdarzały się już w przeszłości, mam więc nadzieję, że Czytelnicy nie będą nadmiernie zszokowani. Czemu zdecydowałem się na nabycie do kolekcji jednostronnego denara wybitego między 1250 i 1286 r. w Augsburgu? Przyczyn jest kilka. W ostatnią sobotę odbyła się 57. stacjonarna aukcja WCN. Przyznam, że w katalogu nie znalazłem tym razu zbyt wielu interesujących mnie pozycji, które byłyby do zdobycia przy moim skromnym budżecie. Oczywiście było sporo interesujących trojaków Zygmunta III, w tym również te na moją kieszeń. Niestety szerzy się dziwna plaga: wystawianych jest coraz więcej monet, zwłaszcza trzygroszówek z XVI i XVII w., z "tęczową patyną". Porównałem sytuację z tą z 44. aukcji (jesień 2010), pierwszej, w której brałem udział. Nie było na niej licytowanej ani jednej barwnej monety trzygroszowej. To już nie może być przypadek: wystawiane są patynowane sztucznie w celu poprawy (?) estetyki numizmaty. Problemem zaczyna być znalezienie egzemplarzy w ten sposób nieuatrakcyjnionych. Ja powiedziałem "dość", przez co pozbawiłem się możliwości zdobycia kilku interesujących typów.

W przypadku innych "kandydatek" do mojej kolekcji również nie osiągnąłem sukcesu - przebicia interesujących mnie pozycji były zbyt wysokie i rezygnowałem z walki. Został brakteat, który prezentuję na zdjęciu. Od dawna ciekawiło mnie, jak takie cudo, będące oryginalnym wytworem kultury europejskiego średniowiecza, wygląda na żywo. Ciekawość została zaspokojona, a wrażenia są bardzo pozytywne:




O samej postaci emitenta nie chcę się nadmiernie rozpisywać, zresztą niewiele o nim wiem. Biskup Hartmann sprawował swój urząd w Augsburgu w latach 1248-86. Pochodził ze szwabskiego rodu Dillingen. I to niech wystarczy za wzmiankę o nim. Natomiast warto wspomnieć w kilku słowach o prezentowanym typie monety. Mennictwo średniowieczne opierało się na systemie wprowadzonym przez Karola Wielkiego. Przez kilka stuleci praktycznie jedynym typem monety był denar - nazwę przejęto z tradycji starożytnego Rzymu. W krajach niemieckojęzycznych obowiązywał termin "pfenig", od którego wywodzi się nasz "pieniądz".

Nie oznacza to, że monometaliczne systemy pieniężne oparte na jednym nominale były czymś statycznym i niezmiennym. Niestety, ich dynamika miała głównie negatywny wymiar. Ograniczone zasoby kruszcu i permanentna stagnacja gospodarcza - bez instytucji kredytu, niedopuszczalnej za sprawą średniowiecznej katolickiej etyki gospodarczej, nie ma mowy o inwestycjach; bez inwestycji nie ma rozwoju, jak wiemy co najmniej od czasów Keynesa (a zapewne znacznie dłużej) - sprawiały, że kolejne emisje władców miały tendencję do spadku zawartości kruszcu. Monety stawały się coraz lżejsze i mniejsze albo obniżano w nich zawartość srebra. Ten swoisty podatek inflacyjny, który w Polsce najostrzej wystąpił za panowania Mieszka Starego, przeprowadzającego "odnawianie monety" być może nawet trzy razy w roku, przy stałym obniżaniu ich wartości, również stanowił hamulec rozwoju ekonomicznego. Gruby pieniądz na potrzeby handlu dalekosiężnego nie istniał, nie był zresztą potrzebny: handel występował w bardzo ograniczonym zakresie, a miasta i drobne organizmy polityczne były praktycznie autarkiczne.

Ciągłe obniżanie masy monet miało swoje fizyczne ograniczenia. W XII w. ktoś wpadł na pomysł, żeby wybijać monety jednostronnie, z użyciem jednego stempla, na bardzo cienkiej blaszce. Nadal nazywano je denarami, dopiero w czasach nowożytnych popularność zyskał termin "brakteat", od łacińskiego słowa "bractea" = cienka blaszka. Zabieg ten umożliwił znaczne zwiększenie rozmiarów monety przy zachowaniu małej wagi - a to przyczyniło się do rozwoju bardziej urozmaiconych przedstawień. Są wśród nich, obok postaci duchownych i władców (w zbroi lub majestacie), także m.in. elementy architektoniczne, a także rozmaite herby. Nie były to jednak pieniądze trwałe - szybko ulegały zużyciu, pękały, sklejały się w sakiewce. Zaczęto więc wybijać je tworząc wydatny wałek wzdłuż obrzeża - co usztywniało blaszkę i sprawiało, że była znacznie bardziej wytrzymała. Tak jest i w przypadku mojego egzemplarza. Nieduże pieniążki z bardzo grubym wybrzuszeniem nazwano wręcz brakteatami guziczkowymi.

Na prezentowanej monetce widzimy biskupa z pastorałem po lewej stronie. Po stronie prawej skrzydło (chyba nienależące do biskupa...). "Kreska" wizerunku jest charakterystyczna dla tego typu numizmatów - rytownicy stempli nie dysponowali najwyraźniej zbyt precyzyjnymi narzędziami. Brakteat ma ok. 22 mm średnicy, a więc jest minimalnie większy niż przeciętny trojak z czasów Zygmunta III. Jego masa to zaledwie 0,77g.

***

Epilog ;-)

Wkrótce będzie druga moneta! Trojak Batorego wylicytowany na Allegro dzień po aukcji WCN, bez "kolorków" i w rozsądnej cenie. Od dawna czatowałem na ten typ - jest to więc miłe dopełnienie letniej aukcji stacjonarnej. Najpóźniej pojutrze powinien pojawić się poświęcony mu wpis. Zapraszam!

piątek, 23 maja 2014

Szeląg Augusta III 1751 Gubin

Po długim okresie milczenia wracam w mało efektowny sposób - cóż, tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Dochody w ostatnim okresie trochę się obniżyły, taki już los freelancera, że czasami jego kariera "zwalnia". Ale postanowiłem zdobyć jakiś okaz za kilka dych. Miałem kilka typów - założyłem, że mój obiektyw nadaje się do wykonania zdjęcia naprawdę malutkiego numizmatu. Akurat na aukcji elektronicznej WCN pojawił się szeląg Augusta III. Monetka ta kontynuuje niechlubną tradycję zapoczątkowaną przez Boratiniego. Jest tak lekka, że - przy i tak znacznej cienkości miedzianej blaszki, na której została wybita - jej średnica to zaledwie 16 mm. Tymczasem graficznie jest naprawdę ładnym pieniążkiem, zwłaszcza gdy zdamy sobie sprawę, jak duże powiększenie (kliknięcie na zdjęcia poniżej spowoduje otwarcie jeszcze większego rozmiarem zdjęcia) tutaj uzyskałem:

AWERS: AUGUST III KRÓL POLAKÓW


REWERS: ELEKTOR SASKI : 1751


Szelągi były najniższym nominałem bitym w saksońskich mennicach Augusta III Wettina. Emitowano je w latach 1749-55; pierwsze dwa roczniki są stosunkowo rzadsze, pozostałe - pospolite. Miedziany pieniądz bito w mennicy drezdeńskiej, a od 1751 r. również w zakładzie zlokalizowanym w Gubinie, mieście położonym obecnie na terenie woj. lubuskiego, podczas gdy srebrny - w Lipsku. Katalogowo monetka ma 1,3 g wagi. Na rewersie widzimy ładnie skomponowaną, ukoronowaną tarczę ze zdwojonymi godłami Korony i Litwy,w środku herb Wettinów (skrzyżowane miecze). Znaków mennicy lub mincerza nie dostrzegam. Więcej na temat mennictwa saskiego można przeczytać tutaj. Warto wiedzieć, że praktycznie wszystkie emisje polskiego pieniądza Augusta III były nielegalne - król łamał nimi pacta conventa.

***
Uwaga: bardzo przepraszam w związku z wyzerowaniem wyników ankiety. Zapewniam, że w niej nie "grzebałem". Być może utrata danych nastąpiła za sprawą upływu dość długiego czasu od zakończenia. Zachęcam do ponownego oddania głosu wszystkich, którzy już wcześniej w niej uczestniczyli.

sobota, 15 marca 2014

Trojak litewski 1593 Zygmunta III

Teraz czas aby pochwalić się drugim - i ostatnim - nabytkiem z 56. stacjonarnej aukcji WCN. Jest to pospolity, jednak bardzo ładny trojak litewski, wybity w 1593 r. w mennicy wileńskiej. Pozytywnie oceniając jego wygląd mam przede wszystkim na myśli stan zachowania. Co prawda nie jestem pewien, czy faktycznie jest to aż stan okołomenniczy (I- w opisie WCN), ale niewątpliwie detale i głębokość bicia są bardziej niż zadowalające. Natomiast co do samej patyny, uczucia mam mieszane - od co najmniej kilku aukcji obserwuje się istny wysyp różnych monet, zwłaszcza trojaków z XVI i XVII w., z "piękną, tęczową patyną". Jako że nie jestem znawcą tematu, nie podejmę rozważań, czy powstała ona na mojej monecie w sposób samorzutny i naturalny... Przyjrzyjmy się temu okazowi.

AWERS: ZYGMUNT III Z BOŻEJ ŁASKI KRÓL POLSKI WIELKI KSIĄŻĘ LITEWSKI


REWERS: GROSZ SREBRNY POTRÓJNY WIELKIEGO KSIĘSTWA LITEWSKIEGO


Trojaki Zygmunta III bite w mennicy wileńskiej pojawiały się już na moim blogu, w tym oraz tym poście. Sporo już więc na ich temat napisałem. Przypomnę więc podstawowe fakty. Mennica wileńska była za panowania króla Zygmunta Wazy jedynym zakładem emitującym pieniądz litewski. Biła dużo monet, w tym trojaki nieprzerwanie od 1589 do 1603 r. oraz w 1608 r. Można powiedzieć, że reprezentowały one wysoki poziom artystyczny, a także - w opozycji zwłaszcza do mennicy lubelskiej, w której rytownicy stempli uprawiali szczególnie radosną twórczość - ich wizerunki ulegały bardzo powolnym zmianom, konsekwentnie powtarzając się zazwyczaj przez kilka kolejnych lat. Mimo że moja monetka pochodzi z piątego roku bicia, wizerunek króla na jej awersie jest praktycznie identyczny z ilustracją umieszczoną na głównej stronie pierwszych monet wybitych w tym zakładzie za panowania Zygmunta III. Zresztą właśnie w roku 1593 uległ on zmianie na ten, który widnieje na numizmacie prezentowanym w poście z listopada zeszłego roku. Bardziej konsekwentni byli tylko autorzy stempli z mennicy malborskiej (w ogóle nie zmieniali wizerunku), w porównywalnym zaś chyba stopniu - z krakowskiej.

Dla porządku: moneta figuruje w katalogu T. Igera pod pozycją V.93.1.b (brak stopnia rzadkości). Na rewersie, oprócz Orła, Pogoni i Snopka, widnieje jedynie herb Demetriusza Chaleckiego - podskarbiego wielkiego litewskiego.

wtorek, 11 marca 2014

Trojak koronny Zygmunta III 1595 Bydgoszcz

Pierwsze moje trofeum z 56. aukcji stacjonarnej WCN to moneta wybita w słynnej mennicy bydgoskiej za panowania króla Zygmunta III. Zakład ten wsławił się między innymi ortami koronnymi, po tym jak pozazdroszczono Gdańskowi tego nominału, a także wspaniałymi talarami, dukatami i wielokrotnościami dukatów (w tym słynną studukatówką, będącą obecnie najcenniejszym polskim numizmatem). Od momentu, w którym podkomorzy krakowski Stanisław Cikowski otworzył mennicę państwową w Bydgoszczy w 1594 r., biła ona trojaki nieprzerwanie do 1601 r., a więc do uchwały sejmowej zamykającej mennice na terenie całej Rzeczypospolitej, z wyjątkiem zakładu krakowskiego. W latach 1594-95 dzierżawiono ją Walentemu Jahnsowi, zarządcy mennic w Poznaniu i Wschowie. Fakt ten sprawił, że na rewersie prezentowanej poniżej na zdjęciach monetki znajdują się aż trzy, razem z inicjałami podskarbiego wielkiego koronnego, oznaczenia mennicze - nie licząc podstawowych znaków państwowych u góry. Przyjrzyjmy się tej ładnie zachowanej i spatynowanej sztuce trojaka, który w katalogu T. Igera figuruje pod pozycją B.95.9 (odmiany napisowe awersu i rewersu to odpowiednio b i f). Moneta nie ma stopnia rzadkości, choć moim zdaniem sam typ rysunkowy nie jest zbyt pospolity, a przy tym dość oryginalny na tle monet innych mennic:

AWERS: ZYGMUNT III Z BOŻEJ ŁASKI KRÓL POLSKI WIELKI KSIĄŻĘ LITEWSKI


REWERS: GROSZ SREBRNY POTRÓJNY KRÓLESTWA POLSKIEGO


Uporządkujmy jeszcze opis oznaczeń na rewersie: u góry oczywiście widnieją Orzeł i Pogoń, a między nimi Snopek Wazów. Pod napisem polowym natomiast od lewej: herb Lewart otoczony inicjałami jego posiadacza, podskarbiego wielkiego koronnego Jana Firleja, oraz znak skrzyżowane haki Walentego Jahnsa otoczony inicjałami Stanisława Cikowskiego.

wtorek, 4 marca 2014

Półtorak koronny Jana Kazimierza Wazy 1661

Po krótkiej wycieczce do kolonialnej Grecji antycznej, wracamy na ziemie Rzeczypospolitej z końca panowania Jana Kazimierza. Kraj targany jest konfliktami zewnętrznymi i wewnętrznymi, dopiero niedawno przetoczył się przez niego szwedzki potop, gospodarka niedomaga. Mimo to mennice nadal biją monety podobne do tych, które wprowadzono za wcześniejszych panowań - wśród nich te będące swego czasu innowacjami menniczymi, zapożyczanymi przez władców sąsiednich państw. Po okresie zawieszenia emisji monety drobnej w czasie rządów Władysława IV, za panowania jego brata pojawiają się sporadyczne emisje trojaków, a także nieco częstsze i dość regularne półtoraków. Nominały te nie mają już takiego znaczenia jak w epoce swojej największej popularności, na przełomie XVI i XVII w. Obecnie za podstawowe monety o niższej wartości należy uznać szóstaki i orty - trwające od dekad procesy inflacyjne zdążyły dać się ludności we znaki. Spodlenie nie ominęło nominału, któremu poświęcony jest niniejszy post. Według obowiązującego standardu monetka ta ma wagę zaledwie 1,09 g srebra próby 0,281. Gdy wprowadzano ją do użytku w 1614 r., ważyła 1,58 g i posiadała próbę 0,469. Jest jeszcze drobniejsza niż pierwowzór. W jabłku królewskim na rewersie widnieje liczba 1/60. Początkowo było to 1/24, co oznaczało nominał - 1/24 talara. Popatrzmy na nieco wyszczerbiony, ale ładny egzemplarz, który niedawno dostał się w moje ręce.

AWERS: JAN KAZIMIERZ Z BOŻEJ ŁASKI KRÓL POLSKI WIELKI KSIĄŻĘ LITEWSKI


REWERS: MONETA NOWA KRÓLESTWA POLSKIEGO


Półtoraki koronne emitowano za Jana Kazimierza w latach 1658, 1659, 1661, 1662 i 1666 (może również w 1654). Są to monety stosunkowo rzadkie - żaden rocznik nie jest obecnie uznawany za pospolity; mój posiada rzadkość R3 w katalogu Kopickiego. Graficznie moneta powiela schematy obowiązujące przy biciu półtoraków praktycznie od drugiego roku ich emisji za Zygmunta III: na awersie pięciopolowa ukoronowana tarcza ze zdwojonymi godłami Korony i Litwy oraz herbem Snopek Wazów, na rewersie jabłko królewskie z umieszczonym w nim nominałem (dzielnik talara), dwie ostatnie cyfry daty po jego obu stronach, u dołu herb Ślepowron Jana Kazimierza Krasińskiego, podskarbiego wielkiego koronnego w latach 1658-68. Półtoraki koronne za Jana Kazimierza Wazy bito w mennicy poznańskiej.

Na koniec jeszcze krótko o historii półtoraków i okolicznościach ich wprowadzenia. Można powiedzieć, że nominał ten był odpowiedzią na potrzeby handlu nadgranicznego w zachodniej części Korony, ale również formą obrony rynku pieniężnego przed spekulacyjnym wywozem dobrej monety srebrnej i importem na nasze ziemie podlejszego pieniądza. Temu służyć miała niewielka zawartość czystego srebra w stosunku do nominału, jak również podobieństwo do monet groszowych bitych w krajach niemieckich. Bezpośrednim bodźcem do emisji półtoraków stało się podjęcie przez Jana Zygmunta, administratora pruskiego i elektora brandenburskiego, bicia groszy o podobnym schemacie graficznym w mennicy w Drezdenku (blisko naszej zachodniej granicy) w 1612 r. Miały one trafiać w założeniu pomysłodawcy tego przedsięwzięcia na rynek Rzeczypospolitej. Po trzech latach pod wpływem presji ze strony Polski proceder ten został zażegnany, jednak w 1614 r. mennica bydgoska, najwyraźniej wzorując się na drobnicy emitowanej przez Jana Zygmunta, wprowadziła podobne monety z jabłkiem panowania i nominałem 1/24 talara. Zresztą już wcześniej, bo w 1600 r., Kacper Rytkier w swojej taryfie monet obcych obiegających na ziemiach Rzeczypospolitej określał mianem półtoraków monety niemieckie o nominale 1/24 talara, podobnie jak bite w krainach położonych na południe od naszych ziem monety trzykrucierzowe.

piątek, 28 lutego 2014

Nomos (didrachma) z Metapontu

W południowej części Italii, nad Zatoką Tarencką w dawnej Lukanii, starożytni Grecy założyli w początkach VII w. przed Chrystusem kolonię Metapont. Około połowy VI w. ten bogaty ośrodek rolniczy, eksportujący intensywnie zboże, zaczyna bić piękne monety. Początkowo przedstawiają one na awersie kłos zboża oraz napis META, niekiedy w wersji bardziej rozwiniętej. Urozmaicenie stanowią czasami dodatkowe elementy wizerunku, np. obok kłosa zdarza się przedstawienie myszy, mrówki czy konika polnego. Na tym początkowym etapie bije się monety techniką incusum, co oznacza, że druga strona numizmatu nie ma de facto wizerunku, a jedynie puncowany kwadrat. Na początku drugiej połowy V w. monety zyskują już dwustronność. Zdarzają się wtedy emisje z przedstawieniem kłosa na obu stronach, przy czym na jednej jest ono wypukłe, na drugiej wklęsłe (nie jest to jednak jednostronność, którą znamy ze średniowiecznych brakteatów). Następnie kłos przeniesiony zostaje na rewers, zaś na głównej stronie pojawia się przedstawienie bóstwa. Początkowo jest to między innymi Apollo, później także bóg rzeki Acheloos z głową byka. W następnych wiekach pojawi się również wizerunek brodatego mężczyzny w hełmie korynckim - Leukipposa, legendarnego założyciela Metapontu.

Na poniższym zdjęciu widzimy jeszcze kogoś innego - boginię płodności, urodzaju i rolnictwa Demeter, z wieńcem zbożowym na głowie. Moneta, którą wylicytowałem niedawno za oceanem, to nomos - równa dwóm drachmom (waga 7,53 g, średnica 22 mm) - wybita między 400 a 340 r. p. Chr.

AWERS: beznapisowy


REWERS: METAPONT


Przyznam, że ze zdobyciem tego pięknego kawałeczka starożytności miałem trochę nerwów. Po dotarciu do Londynu z Nowego Jorku, moneta nadana została przesyłką Royal Mail. W trackingu wskazano po tygodniu, że dostarczono ją w Polsce do adresata - o czym nic nie wiedziałem. RM przekazał ją w naszym kraju kurierowi GLS. Błędny adres nadania (ucięta jedna cyfra) spowodował, że nie mógł mi on jej dostarczyć. Ja tymczasem myślałem, że przesyłkę dostarczy Poczta Polska i obszedłem okoliczne placówki w poszukiwaniu zguby. CNG ocalił jednak swój honor - szybko udzielili mi informacji, że przesyłka od ponad tygodnia leży w jednym z pobliskich kiosków - punkcie odbioru GLS...

wtorek, 28 stycznia 2014

Półtalar wikariacki Augusta III 1741

Chociaż okres saski nie zapisał się korzystnie w historii politycznej i gospodarczej Rzeczypospolitej - można śmiało powiedzieć, że znajdowała się ona wówczas na równi pochyłej, trwając w ogólnym rozprężeniu, podczas gdy inne państwa Europy, w tym ościenne, modernizowały się, konsolidowały polityczno-administracyjnie i zbroiły wielotysięczne armie - jednak mennictwo zwłaszcza Augusta III może być interesującym okresem w historii polskiej monety z punktu widzenia współczesnego kolekcjonera. Trochę o tej epoce pisałem już tutaj. Za szczególnie ciekawe numizmaty należy uznać tak zwane monety wikariackie - okolicznościowe emisje elektorów saskich, związane z pełnieniem przez nich godności wikariuszy Rzeszy (okręgu saskiego) po śmierci cesarza, a przed wyborem nowego. Do nich właśnie zalicza się prezentowany półtalar, bity w latach 1741-42. Przyjrzyjmy się tej pięknej, okazałej monecie (kliknięcie spowoduje otwarcie zdjęć o większych rozmiarach):

AW: Z BOŻEJ ŁASKI FRYDERYK AUGUST KRÓL POLSKI KSIĄŻĘ SAKSONII ARCYMARSZAŁEK I ELEKTOR


RW: W PROWINCJACH PRAWA SASKIEGO TYMCZASOWY RZĄDCA CESARSTWA I WIKARIUSZ


Monety wikariackie elektorzy sascy rządzący Rzeczpospolitą bili trzykrotnie: August II Mocny w 1711 r., August III w latach 1740-42 oraz w 1745 r. Były to różne nominały, emitowane przez mennicę w Dreźnie. Wyższe nominały prezentowały wysoki poziom artystyczny oraz wręcz medalową jakość i głębokość bicia. Tak jest i w przypadku prezentowanej monety, chociaż talar z tej samej emisji przedstawia się jeszcze bardziej imponująco, ciesząc oczy znakomitymi detalami. Zarówno na monetach talarowych, jak i na o wiele skromniejszych jedno- i dwuhalerzowych (groszowych), na awersie widnieje król na koniu, na rewersie zaś tron cesarski pod baldachimem, z leżącymi pod nim insygniami. Monety miały charakter okolicznościowy, jednak stopień zużycia obiegiem niższych nominałów świadczy o tym, że wykorzystywano je w roli pieniądza obiegowego. Czy także na ziemiach polskich - tego nie mogę napisać w oparciu o posiadaną przeze mnie literaturę, choć na południowo-zachodnich terenach Rzeczypospolitej zapewne tak, zwłaszcza biorąc pod uwagę panujący wówczas głód dobrego pieniądza.

Kupiona przeze mnie w sklepie numizmatycznym (nadarzyła się przyzwoita cenowo okazja) sztuka ma średnicę 34 mm, wagę katalogową 13,78g (srebro próby 0,803) i stopień rzadkości R2. Pokryta jest ładną, mieniącą się kolorami patyną.

A już niebawem... bardzo ładna monetka ze starożytnej kolonii greckiej.