piątek, 15 lipca 2011

Ort koronny Zygmunta III 1624

Wyniki ankiety, którą prowadzę od jakiegoś czasu na blogu potwierdzają potoczną obserwację dotyczącą kolekcjonerstwa monet w Polsce: największym zainteresowaniem cieszy się mennictwo Zygmunta III. Ponieważ dawno nie prezentowałem żadnych monet tego władcy, czas nadrobić nieco zaległości. Od bardzo dawna nosiłem się z zamiarem zdobycia i sfotografowania orta koronnego. Jak wiadomo, ten typ monety bito w mennicy bydgoskiej w dużych ilościach w latach 1620-25 (z tym, że skrajne roczniki są bardzo rzadkie).

Orty koronne Zygmunta III w wymiarze estetycznym budzą we mnie mieszane uczucia, ale o tym za chwilę. Ich emisja inspirowana była działaniami mennicy gdańskiej, która w 1608 r., wbrew uchwale sejmowej z 1601 r. o zamknięciu wszystkich mennic na ziemiach polskich z wyjątkiem krakowskiej, rozpoczęła samowolnie bicie monet ćwierćtalarowych na potrzeby handlu. Orty gdańskie osiągnęły duży sukces, stanowiąc potrzebny nominał w dobie rosnących cen towarów i monet grubych. Po tym, jak mennica bydgoska pod zarządem Jakuba Jakobsona van Emden również podjęła bicie ortów, zdarzało się, że były w niej przebijane ćwierćtalary gdańskie.

Na poniższych zdjęciach widnieją obie strony mojej sztuki orta koronnego, wybitej w 1624 r.


Awers: ZYGMUNT III Z BOŻEJ ŁASKI KRÓL POLSKI
WIELKI KSIĄŻĘ LITWY RUSI PRUS MAZOWSZA


Rewers: ŻMUDZKI INFLANCKI A TAKŻE SZWEDZKI GOCKI
I WANDALSKI DZIEDZICZNY KRÓL


Od razu zwracam uwagę Czytelnika na królewską tytulaturę na rewersie - z wyrażonymi pretensjami do korony szwedzkiej i skrupulatnie wymienionymi innymi dziedzicznymi prawami monarchy.

Graficznie orty koronne mogły być najpiękniejszą monetą o "średnim nominale" z czasów panowania Zygmunta III. Wizerunek awersu wzorowany na talarach przedstawia popiersie monarchy w zbroi i płaszczu, trzymającego w jednej ręce miecz, a w drugiej królewskie jabłko. Udało się nawet zmieścić order złotego runa. Teoretycznie pięknie, jednak całości brakuje pewnej finezji. Monety były bite bardzo intensywnie, często niedbale - trudno znaleźć wybitą odpowiednio głębokim i "świeżym" stemplem. Chyba jeszcze trudniej zdobyć egzemplarz z dobrze wybitym i/lub zachowanym rewersem, na którym widnieje ukoronowana tarcza pięciopolowa ze zdwojonymi godłami Korony i Litwy oraz herbem Snopek dynastii Wazów. U dołu umieszczono herb Sas podskarbiego koronnego Mikołaja Daniłłowicza, który sprawował swój urząd w latach 1616-24.

Metrycznie orty bydgoskie są typową monetą ćwierćtalarową z epoki. Mają średnicę 29 mm, zaś masa katalogowa wynosi 7,21 g srebra próby 11-łutowej (0,688). Stopa tych numizmatów została nieznacznie obniżona w 1621 r. - początkowo ich waga równa była 6,43 g próby 13-łutowej (0,813).

wtorek, 12 lipca 2011

Tymf Jana Kazimierza 1664

Na wielomilionowych emisjach podwartościowych szelągów miedzianych - boratynek - nie kończą się innowacje mennicze za panowania Jana Kazimierza (który notabene nie był do nich entuzjastycznie nastawiony). Wobec utrzymujących się kłopotów budżetowych w 1663 r. Andrzej Tymf, Niemiec z pochodzenia, dzierżawca mennic koronnych i probierz generalny, występuje z nowym pomysłem, którego dobrych stron w przeciwieństwie do inicjatywy Boratiniego właściwie nie sposób już będzie znaleźć. Proponuje on bicie grubej monety srebrnej o wartości 30 groszy, jednak o masie znacznie niższej, niż odpowiadająca temu nominałowi.

Ma być to więc pierwsza fizycznie istniejąca złotówka. Za jej prototyp z epoki Zygmunta III, bity jednak w niewielkiej liczbie, można uznać tzw. talary lekkie - z bardzo pięknymi wizerunkami. Jeżeli cofnąć się w czasie jeszcze do epoki Jagiellonów, czymś w rodzaju monety złotowej był półkopek litewski, równy - jak sama nazwa wskazuje - połowie kopy groszy litewskich. Jednak przed reformą Stefana Batorego w 1580 r. grosze litewskie były o 1/4 droższe od polskich, co czyni z tej pięknej i niezwykle rzadkiej monety renesansowej jeszcze bardziej odległy pierwowzór blaszki, którą prezentuję w tym poście.

Co można powiedzieć o tej monecie, potocznie zwanej tymfem lub tynfem? Przede wszystkim, pomimo moich szczerych chęci, nie znajduję w niej wiele piękna. Oto dobitny moim zdaniem dowód w postaci zdjęcia:


Awers: DAJE ZAPŁATĘ OCALENIE OJCZYZNY I WIĘCEJ JEST WARTE NIŻ METAL

Rewers: MONETA NOWA SREBRNA KRÓLESTWA POLSKIEGO 1664


Tymfy były sporymi monetami, o średnicy 31 mm. Bito je z dość kiepskiego srebra próby ośmiołutowej, czyli 0,500 w systemie dziesiętnym. Ich waga katalogowa wynosi 6,73 g[1]. Masa czystego srebra stanowi więc równowartość ok. 12 groszy zgodnie z panującą wówczas ordynacją menniczą z 1650 r. - w ortach, a więc monetach 18-groszowych, czystego srebra miało być 4,9 grama[2]. Tymfy na sumę ponad 6 mln złotych polskich bito głównie w mennicy Bydgoskiej w latach 1663 - 1666, ze szczególnie wysoką intensywnością pod koniec kampanii menniczej[3].

Graficznie moneta nie prezentuje się okazale. Na awersie widnieje mało finezyjny jak na epokę baroku monogram królewski ICR (Ioannes Casimirus Rex), który ludność rozwijała jako "Initium Calamitatis Regni" - "początek nieszczęść królestwa". Na rewersie ukoronowana tarcza czteropolowa z godłem Korony i Litwy, Snopkiem Wazów i nominałem: "XXX GRO POL". Ogólnie wizerunek obu stron jest z gatunku "grubo ciosanych", nie grzeszy szczegółowością i często towarzyszyły mu błędy, szczególnie w dacie.

Polecam zwrócić uwagę na legendę awersu. Jest dość niezwykła jak na monetę, a stanowi uzasadnienie, czemu monecie o wewnętrznej wartości 12 groszy nadano wartość nominalną równą 30 groszom. Niestety, piękne patriotyczne hasło w czasach powszechnie obiegającego pieniądza kruszcowego, którego jakość sama w sobie była instrumentem ekonomicznym wykorzystywanym nierzadko również w celach sabotażu gospodarczego, nie ustrzegło kraju przed poważnymi problemami ekonomicznymi wywołanymi tą emisją. Ceny monety grubej i międzynarodowej - talarów i dukatów - poszybowały w górę. Wkrótce posiadacze tymfów musieli do swoich zakupów doliczać wysokie ażio. Tymfy wywołały inflację i przyczyniły się do pauperyzacji ludności Rzeczypospolitej. Jakub Łoś w swoich pamiętnikach zamieścił satyryczną modlitwę do Jana Kazimierza wzorowaną na "Ojcze Nasz", w której wysyłał Tymfa i Boratiniego do "czorta, piekła przeklętego", narzekając jednocześnie na brak dobrej, dawnej monety.

Emisje niepełnowartościowych złotówek Tymfa są oceniane jednoznacznie negatywnie. To głównie przez nie ludność musiała nauczyć się sztuki radzenia sobie z istnieniem de facto dwóch obiegów pieniężnych - monet "bieżących" i "dobrych". Jednocześnie wobec późniejszych niekorzystnych ekonomicznie czasów tymfy utrzymały się w obiegu pieniężnym długo, niemal przez sto lat. To sprawia, że trudno znaleźć obecnie na rynku numizmatycznym ładnie zachowane egzemplarze. Sam Tymf, oskarżany o nadużycia i zbicie na nich olbrzymiego majątku, musiał uciekać z Polski do Słupska - nie upiekło mu się tak, jak Boratiniemu. Królowi Janowi Kazimierzowi można oddać część honoru, że był początkowo przeciwny emisji tymfów. Później jednak, pod naciskiem Sejmu, znany ze swej niestałości monarcha przystał na inicjatywę Tymfa.


[1] Dane metryczne za: Henryk Radzikowski, "Atlas monet polskich i litewskich od XVI do XVIII wieku", Warszawa 2008.
[2] Henryk Cywiński, "Dziesięć wieków pieniądza polskiego", Warszawa 1987.
[3] Henryk Wojtulewicz, "Pieniądz polski za Jana Kazimierza", Warszawa 1971.

czwartek, 7 lipca 2011

Szeląg koronny i litewski Jana Kazimierza

Lipiec na moim blogu będzie w dużej części poświęcony mennictwu Jana Kazimierza. Pierwszy post czerwcowy stanowił omówienie pięknej, barokowej monety mennicy miejskiej w Toruniu. Jednak ostatni z Wazów na tronie polskim znany jest przede wszystkim z monety drobnej i bardzo kiepskiej, którą bito za jego rządów od 1659 r. dla zapełnienia olbrzymiej "dziury budżetowej" i wypłacenia zaległego żołdu żołnierzom w tych ciężkich, wojennych czasach.

Temat, który podejmuję, jest dla mnie trudny z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, lubię kolekcjonować i fotografować piękne monety. Szelągi miedziane na pewno do takich nie należą. Mają brzydki wizerunek króla i są często wybite bardzo niedbale. Do tego rozmiar - ledwie 16 mm średnicy, niekiedy zaś mniej - nie pozwalał na przedstawienie odpowiednio finezyjnego projektu graficznego. Ciężko się fotografuje te - nawiązując jeszcze do określenia ze średniowiecznych kronik z czasów psucia pieniądza w okresie rozbicia feudalnego - plewy. W dodatku plewy miedziane, często skorodowane. Po drugie, o boratynkach powiedziano już w różnych miejscach bardzo wiele. Dlatego chcę tym razem napisać nieco więcej niż zwykle, aby nie powielać najczęściej przedstawianych informacji, ale również może trochę skompensować małą atrakcyjność zdjęć. Ale dość już narzekania, czas na prezentację:


Awers: Jan Kazimierz Król TLB


Rewers: Szeląg Królestwa Polskiego 1664


No właśnie - "TLB". To inicjały pomysłodawcy tych przysłowiowych "złych szelągów", pierwszej na masową skalę bitej w Polsce (i chyba również w całej Europie) podwartościowej monety miedzianej. Niejaki Tytus Liwiusz Boratini (oryginalnie Burattini), Włoch z pochodzenia, pojawia się na kartach historii polskiego mennictwa początkowo jako dzierżawca mennicy krakowskiej w roku 1658. Chyba nikt nie spodziewał się, jak pomysłowy okaże się ten człowiek, wynalazca wagi hydrostatycznej, za pomocą której określił ciężar rtęci oraz maszyny latającej z kotem w środku(!)[1]. W tym samym 1658 r. wystąpił on na Sejmie w Warszawie z propozycją bicia szelągów z czystej miedzi, w dodatku podwartościowych (o masie niższej niż odpowiadająca wartości nominalnej).

Szelągi miedziane (zwane boratynkami) bito w latach 1659 - 1668 w liczbie ponad miliarda sztuk na kwotę - wg różnych szacunków - od 11 do 16 mln złotych polskich. Najliczniejsze, a przez to obecnie najpospolitsze emisje pochodzą z roczników: 1660, 1661, 1663, 1664 i 1665. W 1660 r. wybito pewną ich liczbę w srebrze[2]. Początkowo na potrzeby bicia tych miedziaków otwarto mennicę w Zamku Ujazdowskim (wówczas) pod Warszawą. Później zajmowały się ich emisją także mennice w Brześciu, Kownie, Malborku, Oliwie i Wilnie. Prawdopodobnie nie bito natomiast boratynek w dzierżawionej przez Boratiniego mennicy krakowskiej, w której produkowano monety srebrne. Emitowano dwa podstawowe typy boratynek: z Orłem na rewersie dla Korony i Pogonią dla Litwy. Zdjęcia poniżej ukazują rewersy monet dla Wielkiego Księstwa Litewskiego. Zamieszczam dwa, żeby ukazać szerzej defekty mennicze. Szczerze mowiąc, na pierwszym Pogoń kojarzy mi się raczej z Centaurem skrzyżowanym ze Śmiercią.





Żołnierze niechętnie przyjmowali te pieniążki, które w obrocie handlowym szybko traciły na wartości. Wypłata żołdu w boratynkach była nawet przyczyną buntów. Skutki ekonomiczne przewidziano jeszcze przed emisją - przeciw niej protestowały stany pruskie, szczególnie zaś przedstawiciele Gdańska[3]. Boratini był oskarżany o bicie większej liczby monet, niż przewidywała umowa. Nie lubiano go również ogólnie z powodu niskiej wartości monet i jej niekorzystnych skutków dla ludności, a także wielkich zysków, które osiągał ze swojej działalności w ciężkich dla społeczeństwa czasach. W 1662 r. wynalazca musiał tłumaczyć się ze swoich poczynań przed Komisją Sejmową we Lwowie, oczyszczono go jednak z zarzutów. Następnie długo kazał się prosić o podpisanie nowej umowy na dalsze, jeszcze liczniejsze emisje.

Emisja boratynek, mimo że stanowiła nową formę opodatkowania inflacyjnego ludności, nie była z gruntu niekorzystna dla gospodarki Rzeczypospolitej. Choć można wskazać liczne negatywne jej skutki ekonomiczne i społeczne - jednym z nich jest wprowadzenie zamętu w stosunkach menniczych, pogłębionego od 1663 r. emisją podwartościowych złotówek Andrzeja Tymfa - są również pewne pozytywne strony tej inicjatywy. Przynajmniej częściowo umożliwiła pokrycie deficytu budżetowego i wypłatę zaległego żołdu. Należy pamiętać, że z założenia szelągi miedziane miały w "lepszych czasach" zostać wymienione na pieniądz pełnowartościowy. Idea więc nie była nowa - już w starożytności w chwilach kryzysowych państwa potrafiły posłużyć się tymczasowo tą swoistą formą pieniądza fiducjarnego, której towarzyła obietnica wymiany na pieniądz kruszcowy o stosownej wartości wewnętrznej. Tak się jednak nie stało w przypadku Rzeczypospolitej drugiej połowy XVII wieku. Następny zaś wiek przyniósł upowszechnienie się tego typu emisji w całej Europie. Boratini okazał się jednym z prekursorów nowożytnej monety podwartościowej. Dla mieszkańców Rzeczypospolitej był jednak głównie symbolem kiepskiego pieniądza i początku długiego okresu, w którym kursowały w obiegu dwa jego rodzaje: moneta bieżąca (łac. "moneta currens") i moneta dobra (łac. "moneta bona"). Posiadacze tej pierwszej musieli liczyć się z tzw. ażio, które w praktyce oznaczało konieczność uiszczenia znacznie wyższej kwoty za nabywane towary, niż w monecie dobrej.

Na koniec jestem winny mniej obeznanemu z tajnikami numizmatyki Czytelnikowi wyjaśnienie, czym był szeląg jako jednostka monetarna. Po raz pierwszy pojawił się w państwach niemieckich w drugiej połowie XIV na fali ogólnoeuropejskich tendencji do bicia monety grubszej niż średniowieczny denar. Było to już blisko 100 lat od wprowadzenia groszy w Europie Środkowej. Pierwsze szelągi bili na ziemiach polskich Krzyżacy od czasu wielkiego mistrza Winrycha von Kniprode. Z czasem ustaliło się w Polsce, że szeląg odpowiadał wartością sześciu denarom, stanowiąc 1/3 grosza. Jak nietrudno się domyślić, po okresie rewolucji cen na przełomie XVI i XVII w. była to bardzo drobna moneta - w epoce Jana Kazimierza denary nie były już fizycznie istniejącą monetą, choć nadal wykorzystywano je jako jednostkę obrachunkową. Szeląg stał się więc najdrobniejszym rodzajem pieniądza występującym w obiegu gospodarczym. Łacińska nazwa szeląga to "solid", niemiecka - "schilling", która w Austrii przetrwała do wprowadzenia Euro. Do reformy pieniężnej w 1972 r. szyling stanowił również 1/20 funta szterlinga w Wielkiej Brytanii, a obecnie jest walutą w niektórych państwach afrykańskich.

[1] Henryk Wojtulewicz, "Czy w mennicy krakowskiej wybijano boratynki?", Biuletyn Numizmatyczny, lipiec - wrzesień 1996.
[2] Henryk Radzikowski, "Atlas monet polskich i litewskich od XVI do XVIII wieku", Warszawa 2008.
[3] Henryk Wojtulewicz, "Pieniądz polski za Jana Kazimierza", Warszawa 1971.